– Zbysiu co sobie pomyślałeś jak pierwszy raz do nas przyjechałeś? – pyta ojciec Jacek, swojego podopiecznego. – Pomyślałem, że to fajne miejsce. A co może sobie pomyśleć facet, który siedzi od 15 lat w zakładzie karnym? – odpowiada retorycznie Zbyszek.

Zbyszek; osadzony zakładu karnego w Iławie, już od ponad dwóch lat regularnie odwiedza klasztor ojców Misjonarzy Oblatów, gdzie pracuje i żyje wraz z zakonnikami. – Zbyszek jest już z nami tak mocno zżyty, że śmiało nazywam go moim bratem – opowiada z uśmiechem o. Jacek Leśniarek OMI. Zbyszek nieco skrępowany kręci głową. – Nie, nie. Ja tu tylko pracuję, i staram się po prostu dać od siebie jak najwięcej – opowiada. – No ale gdybyś chciał kiedyś wstąpić do zakonu, to ten „staż” tutaj na pewno ci policzą – śmieje się duchowny.

A jak Zbyszek trafił do klasztoru? – Od wielu lat ojcowie oblaci, co wynika z charyzmatu zgromadzenia, posługują w więzieniach i zakładach karnych – wyjaśnia ojciec Jacek. Zbyszek przebywa w iławskim więzieniu od 2000 roku. – To po przybyciu do Iławy poznałem ojca Kazimierza Tyberskiego – opowiada. – Wtedy w zakładzie była fama, że ten ksiądz robi dobrą robotę – wtedy Zbyszek postanowił przyłączyć się do Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego, którą prowadził o. Kazimierz.

Jak mówi dołączenie do tej grupy było dla niego bardzo ważne. – Co tu dużo ukrywać, znalazłem się w nieciekawej sytuacji życiowej – opowiada. – Nie chciałbym dużo o tym, mówić, ale zostałem pomówiony, a potem skazany za przestępstwo, którego się nie dopuściłem. Chodzi o morderstwo – ucina krótko. – Upatrywałem wtedy pomocy w Bogu, dlatego zgłosiłem się do ojca Kazimierza z prośbą o pomoc.

Choć dziś już Zbyszek nieco oswoił się z codzienną pracą w klasztorze, to jednak początki pobytu tutaj zapamięta na zawsze. – Dzień wcześniej po raz pierwszy po 15 latach mogłem opuścić mury więzienia – jak mówi wraz z grupą więźniów mogli pójść pograć w piłkę nożną na pobliskim orliku. W czasie tego meczu jeden ze współwięźniów zdecydował się na ucieczkę. – Wtedy pomyślałem: O nie! Wszystko zawalone. Koniec z wyjściami. W takich sytuacjach często obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa. Na szczęście tym razem tak się nie stało i następnego dnia przyszliśmy do klasztoru.

I tak zaczęło się codzienne życie w klasztorze. – Rano odbiera mnie z więzienia kapelan i pracuję tutaj od 9 do 16. Mam bardzo różnorodne obowiązki – opowiada. Czy to sprzątanie czy drobne naprawy, w zależności od potrzeby. – Obecnie wraz z jeszcze jednym panem remontujemy pokój na plebanii – opowiada Zbyszek. Podkreśla, że jest to też dla niego duża nauka. – Nabywam dużo umiejętności, które kiedyś na pewno przydadzą się w normalnym życiu.

Później wraz z zakonnikami Zbyszek je obiad. – Wspólne posiłki czy wspólna kawa z ojcami to dla mnie wielkie wyróżnienie – podkreśla. – Poza tym bycie blisko klasztoru jest mi po prosu na rękę – dodaje. Od 2003 roku jest ministrantem w zakładzie karnym. – Już nawet przed zamknięciem przez dwa lata służyłem do Mszy Świętych – zaznacza. Najbardziej lubił te dni kiedy np. mógł stać przy ołtarzu dwukrotnie. – Zawsze bowiem lubiłem wysłuchać dwa razy tego samego czytania, czy tego samego kazania. Za każdym razem odnajdowałem w nim bowiem coś innego. A tutaj będąc tak blisko kościoła i mając go na wyciągnięcie ręki, często wstępuję do niego w wolnej chwili – mówi.

Jak mówi ojciec Jacek nikt w klasztorze nie żywił obaw wobec skazanego. – Przecież Pan Jezus powiedział: byłem w więzieniu, a odwiedziliście Mnie. Z tym, że tu jest trochę inaczej bo to Zbyszek odwiedza nas – śmieje się. – Jego status, nie zwalnia nas z traktowania go jak człowieka. Nikt z nas nie odnosi się tutaj do niego z wyższością czy pogardą – podkreśla. Każdy z nas ma swoją historię. A osoba duchowna powinna być wrażliwa na drugiego człowieka i nie patrzeć na niego przez pryzmat zła. Co się stało, to się stało – podkreśla.

– Dziś dla Zbyszka jego sytuacja jest krzyżem, ale w przyszłości może się okazać, że to, co go spotkało, doprowadzi do jego zbawienia, bo może w jakiś sposób go chroniło. Tego nigdy nie wiemy – mówi o. Jacek. – Ale wiem, że Zbyszek jest moim bratem. I mówię to dość często, i to nie z przekory albo żeby się przypodobać, tylko dlatego, że każdy z nas niesie swój krzyż i choć nasze historie są odmienne, to dążymy do tego samego. Dążymy do pełni wolności.

(źródło: https://elblag.gosc.pl/doc/3407293.Zza-krat-do-klasztoru)